Oficjalnie (tym razem na serio) cały przyszły rok spędzę jako studentka Universität Zürich.
Pod koniec drugiego roku miałam zorganizowane praktyki w szpitalu Molinette, pracę w klinice dla imigrantów - obie rzeczy, o które walczyłam cały drugi rok, odwołane przez pandemię. Potem straciłam cały 3 rok praktyk i cały 4 rok praktyk. Gdyby nie to, że wyjechałam na własną rękę do Niemiec i poniosłam z tego tytułu własne koszty, nie miałabym żadnych praktyk w szpitalu do tej pory. Wszystkie 4 praktyki, które miałam do tej pory, w tym 5 miesięcy w Tübingen, zorganizowałam sama. A za kulisami tych praktyk, setki, może nawet więcej niż tysiąc maili, negatywnych odpowiedzi, odrzucen, braku odpowiedzi. Gdybym miała policzyć mój ogólny success rate, pewnie liczyłby kilka procent. Nauczyło mnie to żeby NIGDY się nie poddawać (i zawsze mieć plan B, wtedy porażka aż tak nie boli):
.
Już nie będę pisać, że „mi się udało”, ciężko pracowałam żeby tak się stało. Jestem trochę przestraszona jak ogarnę studia po niemiecku, ale też niesamowicie ciekawa doswiadczenia studiowania w Zurychu i porównania z Wielką Brytanią i Włochami.
Może tego nie było widać, ale dzisiaj po kilku miesiącach w końcu mogę odetchnąć z ulgą. W końcu nie muszę się boksować z moim uni - teraz mogę się skupić na swoich rzeczach, nauce i również pracy tutaj na instagramie.
Ostatnio byłam zdecydowanie mniej aktywna w mediach społecznościowych. Mimo chęci pisania regularnych postów, newslettera, czasem niestety nie da zrobić się wszystkiego i myślę, że dopiero pod koniec lipca, po egzaminach będę miała chwilę na oddech. Narazie wszystko staram się wcisnąć gdzieś pomiędzy i wbrew sobie, ciągle staram się przestawić na podejście, że 1% to wciąż więcej niż 0 (a ja bardzo chciałabym wszystko zrobić na 100%) i starać się być aktywna na tyle na ile mogę.
Mój pobyt w Niemczech powoli dobiega końca. Przypomnę tylko, że do Niemiec pojechałam nieco spontanicznie i “incognito” (tzn. w sposób niepowiązany z moimi studiami). W maju zeszłego roku byłam bardzo zniechęcona brakiem perspektyw zajęć praktycznych, wykładami online więc skoro mamy wykłady online, zorganizowałam sobie praktyki na oddziale ortopedii oraz dostałam pracę Research Assistant w Tübingen. Zostałam w Niemczech nawet dłużej niż planowałam, ale teraz powoli finalizuję swoją pracę naukową i przygotowuję się na następny krok, którym jest przeprowadzka do Szwajcarii.
W zeszłym roku, w październiku zaaplikowam na Erasmusa. Nie liczyłam na to, że cokolwiek z tego planu wypali ponieważ jest bardzo mało miejsc (np. do wszystkich krajów niemieckojęzycznych jest w sumie 6 miejsc na cały wydział...) i trzeba zdać certyfikat językowy w naszym uniwersyteckim Centro Linguistico Ateneo. Oczywiście, można zdać również normalne certyfikaty językowe, ale ten w CLA kosztuje 70 euro, a nie kilkaset, na co po prostu nie byłoby mnie stać. Jako, że niemieckiego zaczęłam uczyć się (od całkowitego zera) dopiero z początkiem października, nie do końca wierzyłam w powodzenie zdania certyfikatu na min. B2-C1 w połowie grudnia. Zdałam na C1 - ale od razu uprzedzam, tylko dlatego, że miałam przygotowane tematy wypowiedzi na ustnym i miałam bardzo bardzo dobrą wymowę. Absolutnie nie czuję się na takim poziomie i daleko mi jeszcze do takiej swobody jaką mam w języku angielskim. Na czym na pewno muszę się skupić w następnych miesiącach.
Wracając do Erasmusa - nie liczyłam na sukces. Tak naprawdę miałam opracowane "zapasowe" plany praktyk wakacyjnych i powrotu do Włoch (licząc przynajmniej na zajęcia hybrydowe), ale dopiero w lutym/marcu tego roku okazało się, że Erasmus jest całkiem realną opcją, co więcej, udało mi się dostać na jedno jedyne miejsce w Zurychu na całe 10 miesięcy, czyli w zasadzie cały mój piąty rok studiów. Co oznacza, że z 5.5 roku studiów, rok spędziłam w Niemczech (dzięki pandemii) i rok w Szwajcarii (dzięki Erasmusowi). Tak, będę musiała wrócić do Włoch na ostatni semestr studiów, gdyż moje studia trwają 5 lat i jeden semestr, podczas którego piszemy pracę magisterską (projekt badawczy), który muszę obronić już na swoim uniwersytecie (Università degli Studi di Torino).
Studia oczywiście są po niemiecku, więc będę musiała do września zdecydowanie się podciągnąć i skupić na niemieckim. W tym celu kupiłam ostatnio subskrypcję na Babbel, o czym piszę tutaj (i dlaczego akurat Babbel).