Post opublikowany na moim instagramie zaraz po przeprowadzce do Włoch z 2017 roku. Wcześniej mieszkałam 3.5 roku w Anglii gdzie skończyłam studia
Mimo, że jestem we Włoszech od niedawna, chciałabym się podzielić z Wami moimi spostrzeżeniami. Być może przydadzą się komuś, kto planuje Erasmusa, studia lub przeprowadzkę do tego kraju. Nie miałam wielkich oczekiwań i wyobrażeń o tym państwie, jechałam z nastawieniem, że nie do końca wiem czego mam się spodziewać. Mimo tego Włochy okazały się krajem jednocześnie przyjemnie znajomym, zaskakującym, jak i frustrującym już w tak krótkim okresie czasu. Być może to szok kulturowy od razu po przyjeździe, być może za bardzo przyzwyczaiłam się do życia w Anglii, jedno jest pewne - z pewnością będzie to ciekawe doświadczenie.
Pierwsza kwestia, która okazała się dość problematyczna w życiu codziennym - nie można liczyć na dogadanie się w języku angielskim, nawet prostymi słowami i nawet w oficjalnych urzędach. Wiedziałam, że bariera językowa może być problemem, jednak po przyjeździe zrozumiałam, jak ogromna jest ta bariera językowa. Zaskoczyło mnie również, że często są to osoby młode, które przecież musiały mieć kontakt z językiem angielskim w szkole, a mimo to nie są w stanie odpowiedzieć nawet prostymi słowami na kilka pytań. Sam zapis na studia w International Students Office również mnie zaskoczył ponieważ, być może błędnie założyłam, że otwarcie kierunków w języku angielskim otwartych dla studentów międzynarodowych powinno wiązać się z zatrudnieniem pracowników, którzy umieją porozumiewać się w języku angielskim. Tak niestety nie było, lub przynajmniej ja trafiłam na pracowników, którzy bardzo słabo posługiwali się tym językiem.
Bałagan organizacyjny od samego początku nie wróży dobrze na przyszłość. Ten chaos panuje niemal w każdym aspekcie życia we włoskim mieście - komunikacja miejska jeździ według własnego rozkładu, na drogach panują zasady, które z pewnością nie są częścią kodeksu przepisów drogowych. Bez włoskiego numeru telefonu w bankach odmówiono mi możliwości założenia konta. Bez konta we włoskim banku, dostawcy sieci odmówili założenia włoskiego numeru telefonu. I każdy rozkłada ręce mimo, że nie brakuje imigrantów i z pewnością wiele osób musi przechodzić przez ten sam proces. To ogromny kontrast do Anglii, gdzie takie procedury łatwo znaleźć, są wytłumaczone prostym językiem, a znalezienie osoby do pomocy, która wytłumaczy Ci każdy krok jest bardzo proste.
Po 3.5 roku życia w Anglii, zaskakująca była dla mnie niekompetencja urzędników, totalny brak zainteresowania rozwiązaniem problemu, piętrzące się sprzeczne przepisy i bardzo krótkie godziny pracy (moja pierwsza myśl to jak zwykli ludzie mogą cokolwiek załatwić pracując np. od 8 do 17?). Nie powiem, w Anglii również zdarzyło mi się trafić na niekompetentych urzędników, ale zazwyczaj zarówno papierologia była minimalna, prosta i przejrzysta, a urzędnicy chętnie pomagali rozwiązywać problemy.
Już po kilku dniach czuję się totalnie zagubiona, nie dostałam żadnych instrukcji z uniwersytetu. Wszystko odbywa się na zasadzie grup studenckich, w których wymieniamy się doświadczeniami i poradach, gdzie iść, gdzie znaleźć pomocnego urzędnika, gdzie można szybko załatwić konto, włoski numer itd. To ogromny kontrast w porównaniu z Anglią, gdzie podczas freshers week (czyli pierwszego tygodnia studiów), reprezentanci banków stali na kampusie i sami prawie bili się o studentów, gdzie dostawaliśmy całe "guides" gdzie iść, jak załatwić różne rzeczy itd. Uniwersytety wysyłały broszury, guidelines, maile, listy - wszystko aby zadbać o Twój komfort i odnalezienie się na uniwersytecie w tych pierwszych dniach.
Owszem, zachwycają mnie widoki i piękne miasto, możliwość wypicia dobrej kawy i tania pizza, ale mam poczucie, że nie wynagradza to stresu wykłócania się o proste kwestie, zupełnego zagubienia i poczucia bezsilności. Być może są to jedynie trudne początki i trzeba to po prostu jakoś "przeżyć".